1. Potrafisz rozmawiać o tym z bliskimi?
John Steinbeck
napisał kiedyś: „Wydaje mi się, że jeśli ja, albo ty musielibyśmy wybrać
pomiędzy dwoma drogami, myślenia czy działania, powinniśmy zapamiętać naszą
śmierć, aby nasza śmierć nie przyniosła światu przyjemności”
Kto by pomyślał, że
popełnienie samobójstwa może być takie trudne. Myślałam, że kiedy zjem całe
opakowanie tabletek nasennych, a do tego podetnę sobie żyły to w kilka sekund
będę uwolniona od tego wszystkiego. Ale jak się okazuje, wcale nie musi być tak
łatwo jak nam się wydaje. Na moje nieszczęście znalazła mnie mama w łazience,
zatamowała krwawienie i wezwała w odpowiednim czasie karetkę i tak o to leżałam
na łóżku szpitalnym starając się skupić na ptaszku, który śpiewał sobie za
oknem niż na rozmowie z psychologiem. Bo w końcu co go obchodziło, dlaczego to
zrobiłam? Mam już prawie 18 lat więc jestem dorosła i odpowiadam za swoje
czyny, nie muszę się nikomu z nich spowiadać, a zwłaszcza osobie trzeciej,
której nigdy nie widziałam na oczy. Miałam zwierzyć się komuś obcemu, niż
rodzicom? A tak... im nie miałam co głowy zawracać. Matka w końcu wolała swoją
karierę i przyjaciół, którzy starali się być moimi ojczymami. A ojciec sam zajął
się swoim życiem gdzieś w Hiszpanii. Widywałam go raz na rok i wcale nie czułam
tego, abym była z nim zżyta choć więcej niż tylko grupą krwi. Pani psycholog,
która chyba domyśliła się, że dzisiaj nic ze mnie nie wyciągnie poddała się i
po prostu zostawiła mnie samą i mogłam w spokoju odetchnąć, choć słyszałam
jeszcze jak rozmawiała z moimi rodzicami. Dobre sobie, najlepiej abym zmieniła
otoczenie? Ciekawe gdzie niby mam się wynieść? Jak i tak zamierzam opuścić ich
wszystkich zaraz po skończeniu osiemnastki. Tylko, że ja musiałam urwać się ze
szkoły i wrócić do domu gdzie zobaczyłam to co nie powinnam. A mianowicie moja
matka była w dosyć dwuznacznej sytuacji z kimś kogo uważałam za swojego
przyjaciela, przy którym czułam się bezpieczna i rozumiana. Po prostu nic
lepszego nie mogło mnie spotkać. Ale kiedy rodzice weszli na salę to udałam, że
śpię. Nie miałam ochoty z nimi rozmawiać ani sekundy. Tyle tylko, że mogłam to
zrobić, zanim postanowili, że wyjadę wraz z ojcem do Hiszpanii. Na prawdę
traktowali mnie jak dziesięcioletnie dziecko, choć dobrze wiedziałam, że ani mi
ani mojemu ojcu to nie na rękę. Ale jak się matka uprze to nic jej nie
przetłumaczy, a w tym przypadku i ojciec sam był uparty. Więc w taki o to
sposób wylądowałam tutaj - w Saragossie. Chociaż moim rodzinnym domem było
Porto. Jak się okazało, żadna prywatna szkoła nie chciała mnie przyjąć po tym
jak zobaczyli moje akta więc wylądowałam w szkole publicznej z czego nie byłam
zadowolona bo w klasie miałam samych dziwaków. Choć musiałam przyznać, że dosyć
szybko zaczęli traktować mnie jak powietrze z czego byłam zadowolona. Nie
miałam nawet najmniejszej ochoty z nikim się przyjaźnić, a do tego zwierzać,
dlaczego akurat w tym momencie dołączyłam do ich klasy, szkoły. Lekcje się
skończyły więc zadowolona wyszłam ze szkoły, ale oczywiście pod musiałam
spotkać mojego ojca więc tylko westchnęłam. Tak było od kiedy tu
przyjechałam... najpierw zawoził mnie do szkoły, a później odbierał i zawoził
do psychologa. Taka była umowa, której nie mogłam złamać, jakoś nie chciałam
zostać zamknięta na oddziale psychiatrycznym na jakiś czas. Bez przywitania
wsiadłam do auta i w kompletnej ciszy jechaliśmy do miejsca docelowego i kiedy
tylko zaparkował to bez słowa wysiadłam i poszłam do gabinetu mojego
"przyjaciela". Chodziłam do niego codziennie, pięć dni w tygodniu,
już od dwóch miesięcy, a wyciągnął ze mnie jedynie to, że mieszkałam w
Portugalii, w Porto, miałam rodziców, którzy pewnego dnia postanowili się
rozwieść, a i nie mogę oczywiście zapomnieć o tym, że wyciągali wszystkie brudy
jakie mogli tylko znaleźć na siebie, również wciągając w to mnie. W tym
momencie jego teoria była taka, że przez ciężki rozwód rodziców postanowiłam w
końcu zakończyć ze swoim żywotem i pociąć się, tak samo jak i otruć. Wolałam
nawet nie prostować niczego, niech sobie myśli co chce bo w końcu tylko chce
odbębnić te spotkania i niech da mi święty spokój. Nie potrzebowałam niańki,
ok... chciałam się zabić, ale jak widać nie udało mi się, żyję i nie zamierzam
drugi raz robić czegoś takiego. Przynajmniej w taki sposób o jakim wszyscy
myślą.
- Słuchasz mnie?
Ziemia do Coriny.
- Mamy jeszcze cztery
minuty spotkania, więc powinnam się zbierać, aby mój ojciec nie myślał, że mu
uciekłam.
- Wiesz, ze i tak
muszę napisać tygodniowy raport?
- Wczoraj byłam
bardziej wylewna więc chyba co nie co skleisz w zdania co?
- Owszem, wiem
wszystko o twoim samopoczuciu po rozwodzie.
- I chyba to
wystarczy co? - i wstałam z kanapy, aby założyć kurtkę
- Musimy zacząć
poruszać temat twojego samobójstwa i tego co cię do tego skłoniło.
- Mam ci wszystko
powiedzieć, abyś zwierzył się mojemu ojcu? Jeśli tak to spokojnie mogę mu o tym
powiedzieć.
- Potrafisz rozmawiać
o tym z bliskimi?
- Koniec sesji. -
rzuciłam z uśmiechem i wyszłam zadowolona i wsiadłam do auta
- Jak tam? - zapytał
mój ojciec
- Zajebiście. Już
nawet herbatkę z ciastkami jadłam z Martinem. A z jego sekretarką wymieniałam
ploteczki na temat wyprzedaży w sklepie.
- Corina... chce ci
pomóc tak samo jak mama i ja.
- I matka mi pomogła,
pozbyła się problemu a i nie martw się za niedługo sam się mnie pozbędziesz i
wszyscy będą zadowoleni. Chociaż nie, Martin straci kasę.
- Pan Martinez.
- Tak, tak. Pan
Martinez. - westchnęłam przewracając oczami - A teraz jedź bo jeszcze mandat
dostaniesz.
&&&
Tadam! Nowa historia, nowi bohaterowie... i wracamy do czasów szkoły. Mam nadzieję, że ta historia przypadnie wam do gustu. Czekam na opinie.
Zaczęło się z grubej rury :) Mamy nastolatkę z problemami, która nie znalazła swojego miejsca na ziemi. Widać nie najlepszy ma ona kontakt z rodzicami, skoro nie wiedzą jak jej pomóc i co mogło ją skłonić do takiego czynu. Miejmy nadzieję, że spotka ona na swojej drodze osobę, która zmieni jej światopogląd :)
OdpowiedzUsuń